W nocy miałem trudności z zaśnięciem. Dzień był męczący, to fakt, ale mimo wyczerpania, sen przychodził mi z oporem. Moje myśli ciągle wędrowały od Królestwa do lasu i z powrotem. Miałem w głowie Księżną, Wyrocznię, Falveey, kocich strażników, dzieciaki z miasta, sklep, alfabet, tamtą dwójkę… Za dużo rzeczy naraz. Nie potrafiłem się wyciszyć, zamknąć powiek i po prostu usnąć. Leżałem wpatrzony w okno, przez które, do pokoju docierało światło obu księżyców. Oczywiście zbyt słabe, bym mógł może poczytać.
Cicho westchnąłem, odwracając się w przeciwną stronę niż do okna. Zacząłem się zastanawiać nad sensem całej tej sprawy. No… Nie do końca sensem, bo sensu to tu nie było, ale nad czymś w tym stylu. Może moje przybycie tu ma jakiś głębszy sens? Coś w stylu przeznaczenia? Jak w filmach, czy książkach? To byłoby chore, ale kto wie… Nie wierzę w przeznaczenie, więc w moim mniemaniu miałoby to jak najmniej sensu. Może góra 10%. Myślenie, że to jest mi przeznaczone, że tak los mi rozkazał jest chyba najgłupszym co mógłbym w tej chwili zrobić. Po prostu muszę wrócić do domu…
Z zamyślenia wyrwała mnie dziwna, kolorowa poświata, która wędrowała po ścianie. To było tylko światło, źródło tego lewitowało za oknem. Była to mała, jasnofioletowa kulka, która zataczała nieregularne kółka w powietrzu. Po sekundzie dołączyła do niej druga, żółta. Obie jakby tańczyły. W sumie to wyglądały jak świetliki.
Tak, świetliki to dobre określenie dla tych fruwających kulek.
Usiadłem, przecierając oczy zewnętrzną stroną nadgarstków. Gdy znów spojrzałem przez okno, latały za nim cztery świetliki – doszedł zielony i niebieski. Wszystkie teraz zamarły. Wyglądało to jakby mi się przyglądały, aż ciarki mnie przeszły. Sięgnąłem po swoją bluzę i szybko wsunąłem buty. Nie przejmowałem się ciemnością, miałem pewność, że dość dobrze znam drogę do drzwi wyjściowych. Niestety się pomyliłem i trafiłem w ścianę.
- Au, kurna… - natychmiast ugryzłem się w język oraz odruchowo złapałem się za bolący nos. Z tym pierwszym to dlatego, że nie chciałem obudzić domowników głośną wiązanką przekleństw.
Wtem poczułem przyjemne ciepło przy policzku. Zrobiłem krok w tył, bo oprócz ciepła, oślepiło mnie rażące, żółte światło. Musiała chwilka upłynąć zanim ogarnąłem, że to świetlik, który jeszcze moment temu znajdował się za oknem.
- Uhm… - po raz kolejny przetarłem oczy dłońmi. Świetlik podleciał do drzwi, jakby chcąc mnie gdzieś zaprowadzić. - Mam za tobą iść? - zapytałem szeptem, na co on poruszył się w górę i w dół. Chyba przytaknął.
Po cichu otworzyłem mu drzwi, a on powolnie wyleciał. Dzięki niemi przynajmniej wszystko widziałem. Nie wiem czy wychodzenie w środku nocy z powodu jakiegoś robaczka jest dobrym pomysłem, ale nie chciałem nad tym rozmyślać. Wszystko w tym świecie jest dziwne. Jeden świetlik w tą czy w drugą… Co za różnica?
Nie minęła dłuższa chwila, gdy znalazłem się przy wyjściu. Świetlik wyleciał przez szparę w drzwiach, pozostawiając mnie ponownie w ciemnościach. Westchnąłem.
- Raz kozie śmierć… - mruknąłem, naciskając klamkę.
Na zewnątrz od razu owiało mnie chłodne, nocne powietrze. Zapiąłem bluzę pod szyję. Żółty świetlik pojawił się z powrotem przy mnie, wraz z towarzystwem swojego rodzeństwa, jednak tym razem to fioletowy wyszedł przed szereg.
- Rozumiem, że nocna wycieczka… - skomentowałem, udając się za latającymi kropkami.
Wpierw prowadziły mnie ścieżką, tą którą jeszcze niedawno wędrowałem wraz z Line’m do Królestwa. Las nocą dawał zupełnie inne wrażenie niż za dnia. Niby znajoma droga, drzewa i dźwięki, jednak puste, a zarazem obce… Ironia.
Ale tak chyba działa każdy las po zajściu słońca, co? Tak, pewnie tak.
Nim się obejrzałem mijaliśmy stawik, w którym znajdowało się Quprium, które o tej porze wydawało się wręcz latarnią. Wyglądało to jeszcze bardziej magicznie niż za pierwszym razem. Miło by było jakbym miał coś podobnego u siebie w domu w ogródku. Światło jakie odbijało się w wodzie naprawdę napawało spokojem. Nie mogłem się powstrzymać i przystanąłem przy nim, by tak jak za pierwszym razem przyjrzeć się przezroczystej tafli. Świetliki mnie nie spuszczały na krok. Nawet ten, który prawdopodobnie nas prowadził, zaraz zawrócił, by znaleźć się przy mnie. Nadal nie miałem pojęcia o co im chodzi, ale szczerze, moja ciekawość zaczęła zanikać. Co ja w ogóle tu robię? W nocy? Z dala od „bezpiecznego” domu moich nowych królikowych znajomych?
Jaki ja jestem głupi.
Ukucnąłem powoli zanurzając jedną z dłoni w wodzie. Co mnie zaskoczyło, okazała się być przyjemnie letnia. Tafla tylko nieznacznie się poruszyła, gdy z powrotem wyciągnąłem rękę. Spojrzałem na kolorowe świetliki, które nadal latały wokół mnie. Miałem wrażenie, że się we mnie wpatrują, ale nie tak normalnie, jak ciekawskie zwierzę czy owad. Raczej jakby wwiercały się w moją czaszkę. To nie było miłe uczucie.
Natychmiast wstałem, chowając dłonie do kieszeni. Wziąłem głęboki wdech, odwracając się na pięcie.
Wtedy poczułem ręce na klatce piersiowej, które pchnęły mnie w tył. Jedno potknięcie i wylądowałem w delikatnie ciepłej wodzie, która w kilka sekund otuliła mnie całego, jakbym zatapiał się w ptasich piórach. Wyciągnąłem dłonie w górę, chcąc się czegoś złapać, ale nagle wydałem się sobie taki ciężki. Nie zdążyłem wtedy nawet zaczerpnąć powietrza.
Światło Quprium działało jak nocna, kolorowa lampka dla dzieci. Nie tylko cały czułem się ciężki, ale i moje powieki takie były. Nie wiem czy w tamtej chwili zacząłem umierać, czy raczej zasypiać.
Cicho westchnąłem, odwracając się w przeciwną stronę niż do okna. Zacząłem się zastanawiać nad sensem całej tej sprawy. No… Nie do końca sensem, bo sensu to tu nie było, ale nad czymś w tym stylu. Może moje przybycie tu ma jakiś głębszy sens? Coś w stylu przeznaczenia? Jak w filmach, czy książkach? To byłoby chore, ale kto wie… Nie wierzę w przeznaczenie, więc w moim mniemaniu miałoby to jak najmniej sensu. Może góra 10%. Myślenie, że to jest mi przeznaczone, że tak los mi rozkazał jest chyba najgłupszym co mógłbym w tej chwili zrobić. Po prostu muszę wrócić do domu…
Z zamyślenia wyrwała mnie dziwna, kolorowa poświata, która wędrowała po ścianie. To było tylko światło, źródło tego lewitowało za oknem. Była to mała, jasnofioletowa kulka, która zataczała nieregularne kółka w powietrzu. Po sekundzie dołączyła do niej druga, żółta. Obie jakby tańczyły. W sumie to wyglądały jak świetliki.
Tak, świetliki to dobre określenie dla tych fruwających kulek.
Usiadłem, przecierając oczy zewnętrzną stroną nadgarstków. Gdy znów spojrzałem przez okno, latały za nim cztery świetliki – doszedł zielony i niebieski. Wszystkie teraz zamarły. Wyglądało to jakby mi się przyglądały, aż ciarki mnie przeszły. Sięgnąłem po swoją bluzę i szybko wsunąłem buty. Nie przejmowałem się ciemnością, miałem pewność, że dość dobrze znam drogę do drzwi wyjściowych. Niestety się pomyliłem i trafiłem w ścianę.
- Au, kurna… - natychmiast ugryzłem się w język oraz odruchowo złapałem się za bolący nos. Z tym pierwszym to dlatego, że nie chciałem obudzić domowników głośną wiązanką przekleństw.
Wtem poczułem przyjemne ciepło przy policzku. Zrobiłem krok w tył, bo oprócz ciepła, oślepiło mnie rażące, żółte światło. Musiała chwilka upłynąć zanim ogarnąłem, że to świetlik, który jeszcze moment temu znajdował się za oknem.
- Uhm… - po raz kolejny przetarłem oczy dłońmi. Świetlik podleciał do drzwi, jakby chcąc mnie gdzieś zaprowadzić. - Mam za tobą iść? - zapytałem szeptem, na co on poruszył się w górę i w dół. Chyba przytaknął.
Po cichu otworzyłem mu drzwi, a on powolnie wyleciał. Dzięki niemi przynajmniej wszystko widziałem. Nie wiem czy wychodzenie w środku nocy z powodu jakiegoś robaczka jest dobrym pomysłem, ale nie chciałem nad tym rozmyślać. Wszystko w tym świecie jest dziwne. Jeden świetlik w tą czy w drugą… Co za różnica?
Nie minęła dłuższa chwila, gdy znalazłem się przy wyjściu. Świetlik wyleciał przez szparę w drzwiach, pozostawiając mnie ponownie w ciemnościach. Westchnąłem.
- Raz kozie śmierć… - mruknąłem, naciskając klamkę.
Na zewnątrz od razu owiało mnie chłodne, nocne powietrze. Zapiąłem bluzę pod szyję. Żółty świetlik pojawił się z powrotem przy mnie, wraz z towarzystwem swojego rodzeństwa, jednak tym razem to fioletowy wyszedł przed szereg.
- Rozumiem, że nocna wycieczka… - skomentowałem, udając się za latającymi kropkami.
Wpierw prowadziły mnie ścieżką, tą którą jeszcze niedawno wędrowałem wraz z Line’m do Królestwa. Las nocą dawał zupełnie inne wrażenie niż za dnia. Niby znajoma droga, drzewa i dźwięki, jednak puste, a zarazem obce… Ironia.
Ale tak chyba działa każdy las po zajściu słońca, co? Tak, pewnie tak.
Nim się obejrzałem mijaliśmy stawik, w którym znajdowało się Quprium, które o tej porze wydawało się wręcz latarnią. Wyglądało to jeszcze bardziej magicznie niż za pierwszym razem. Miło by było jakbym miał coś podobnego u siebie w domu w ogródku. Światło jakie odbijało się w wodzie naprawdę napawało spokojem. Nie mogłem się powstrzymać i przystanąłem przy nim, by tak jak za pierwszym razem przyjrzeć się przezroczystej tafli. Świetliki mnie nie spuszczały na krok. Nawet ten, który prawdopodobnie nas prowadził, zaraz zawrócił, by znaleźć się przy mnie. Nadal nie miałem pojęcia o co im chodzi, ale szczerze, moja ciekawość zaczęła zanikać. Co ja w ogóle tu robię? W nocy? Z dala od „bezpiecznego” domu moich nowych królikowych znajomych?
Jaki ja jestem głupi.
Ukucnąłem powoli zanurzając jedną z dłoni w wodzie. Co mnie zaskoczyło, okazała się być przyjemnie letnia. Tafla tylko nieznacznie się poruszyła, gdy z powrotem wyciągnąłem rękę. Spojrzałem na kolorowe świetliki, które nadal latały wokół mnie. Miałem wrażenie, że się we mnie wpatrują, ale nie tak normalnie, jak ciekawskie zwierzę czy owad. Raczej jakby wwiercały się w moją czaszkę. To nie było miłe uczucie.
Natychmiast wstałem, chowając dłonie do kieszeni. Wziąłem głęboki wdech, odwracając się na pięcie.
Wtedy poczułem ręce na klatce piersiowej, które pchnęły mnie w tył. Jedno potknięcie i wylądowałem w delikatnie ciepłej wodzie, która w kilka sekund otuliła mnie całego, jakbym zatapiał się w ptasich piórach. Wyciągnąłem dłonie w górę, chcąc się czegoś złapać, ale nagle wydałem się sobie taki ciężki. Nie zdążyłem wtedy nawet zaczerpnąć powietrza.
Światło Quprium działało jak nocna, kolorowa lampka dla dzieci. Nie tylko cały czułem się ciężki, ale i moje powieki takie były. Nie wiem czy w tamtej chwili zacząłem umierać, czy raczej zasypiać.
