W tle słyszałem tylko kapiące krople oraz ocierane o siebie ostrza. Nie mogłem otworzyć oczu, chociaż bardzo się starałem. Było to nad wyraz męczące. Dodatkowo nie byłem w stanie się za nic w świecie ruszyć, ponieważ ciało odmawiało mi posłuszeństwa, a jeśli nawet bym nagle znów mógł, to pasy, którymi byłem obwiązany, skutecznie by mi to uniemożliwiły. Zanim dotarło do mnie w jakiej sytuacji się znalazłem, musiało minąć kilka dłuższych sekund, podczas których czułem się jak pod wodą.
Moje włosy były nadal mokre, bo krople z nich spływały mi po twarzy. Reszta mojego ciała również była pokryta wodą. Czułem jak chłodny przeciąg owiewa każdy centymetr mojej skóry. Nie miałem na sobie żadnych ubrań, oprócz bielizny.
Pierwsze co odzyskało możliwość ruchu to ręce, którymi zaraz zacząłem poruszać, próbując je uwolnić. Tak jak myślałem wcześniej – bezskutecznie. Otworzenie oczu nadal było ciężkie, jednak po kilku próbach mi się to w końcu udało. Moja wizja była bardzo rozmazana, niewiele widziałem, ale jednak nadal dużo słyszałem.
- Oh, już, już… Spokojnie… - powiedział w moją stronę znajomy głos, a ciemna postać nagle pojawiła się obok, łapiąc mnie za rękę. Odwróciłem otępiale głowę w drugą stronę, próbując chociaż jakoś trochę rozpoznać miejsce w którym byłem, jednak tajemnicza osoba z powrotem przeniosła mój wzrok na siebie. - Jestem obok, nie musisz się niczym innym martwić. Zaraz ci wszystko wyjaśnię, a ty, mam nadzieję, będziesz współpracować… W końcu jesteś takim grzecznym chłopcem… - ten głos wydawał mi się coraz bardziej podejrzany. W tym amoku miałem wrażenie, że mówią do mnie dwie osoby, jakby ze sobą zsynchronizowane.
Wizja powoli mi się wyostrzała. Zamrugałem kilka razy, próbując w końcu coś dojrzeć, a pierwsze co zobaczyłem to zakapturzona postać, ukrywająca swoją twarz. Wyrocznia Księżnej. Wtedy poczułem narastającą panikę. Osoba, która miała mi pomóc… Może właśnie próbuje? Czemu tylko w taki sposób?
Wyrocznia się ode mnie odsunęła, puszczając tym samym moją rękę. Sięgnęła pod kaptur i ze swojej szyi zdjęła dziwnego rodzaju naszyjnik. Następnie zsunęła sam materiał, którego cień cały czas ukrywał jej twarz.
Wtedy myślałem już, że naprawdę umarłem.
- Zdziwiony? - zapytała… Moja babcia. Zupełnie innym głosem niż tym, którym posługiwała się Wyrocznia. - Widząc twoją minę, to jak najbardziej – westchnęła. - Teraz pewnie będę musiała ci wszystko wyjaśnić, oj no cóż…
Sięgnęła po taboret, który stał niedaleko i przysunęła go bliżej siebie, by następnie na nim usiąść. Ponownie ujęła mnie za rękę, uśmiechają się w moją stronę tak ciepło jak kiedyś, jednak… Coś z tyłu głowy mówiło mi, że to nie jest, mimo wszystko, ten sam uśmiech. W szczególności, iż cała ta sytuacja wcale, a wcale, nie dodawała mu dodatkowego uroku.
- Tak długo cię nie widziałam… Definitywnie za długo… - spomiędzy jej szarawych ust wydobyło się kolejne westchnienie. - Pewnie masz mnóstwo pytań, prawda?
Nie potrafiłem się odezwać. Cała sytuacja stała się dla mnie tylko jeszcze bardziej nielogiczna, ale czemu by się temu dziwić? Wszystko od samego początku wydawało się całkowicie bezsensu.
Ponownie zacząłem się rozglądać, próbując tym samym bardziej zrozumieć całą sytuację. Po pierwsze, leżałem prawie nagi na stole, do którego zostałem przypięty pasami. Po drugie, jestem w pomieszczeniu bez okien, gdzie jedynym światłem jest kilka świec. Po trzecie… Rozmawiam ze swoją zmarłą babcią, która w tej chwili powinna rozkładać się w grobie, w tym prawdziwym świecie… Zmarłem? Ja naprawdę już nie żyje?
- Rozumiem, że serum nadal nie oswobodziło cię całego, tak? Dlatego tak mizernie się poruszasz i nic nie mówisz? - wiedziała, że nie uzyska odpowiedzi, toteż dalej kontynuowała. - Cała ta sytuacja wydaje ci się niemożliwa, wiem to. Twój ojciec się we mnie nie wdał, zaś ty już tak. Wylądowałeś tu, tak samo jak ja, zapewne. Tak naprawdę to mój trzeci pobyt tu… Trzeci i ostatni, ponieważ nie mogę wrócić. Teraz już nie. Zakopaliście mnie żywcem i ja już nie mam do czego wrócić. Mojego ciała nie ma – jej głos był spokojny, ale pełen żalu, który ściskał mi serce. Wolną dłonią poprawiła szare włosy, które zsunęły się na jej twarz. Dopiero teraz przyuważyłem, że niektóre kosmyki miała w kolorze niebieskim. - Zdarzyło się to nam, że mamy dostęp do tego świata, ale żeby się tu dostać… To trudna sztuka i bardzo niebezpieczna. Jesteśmy w świecie o którym bóg zapomniał, gdzieś pomiędzy… Nie chce mówić, że pomiędzy życiem, a śmiercią, bo to zupełnie coś innego… Chociaż może się wydawać, że jednak tak. Aktualnie, na Ziemi, w naszym świecie, twoje ciało przebywa w śpiączce. Oddycha, funkcjonuje i jest. Śpi. Przeniosłeś się tu duchowo, ale duch bez ciała niewiele może. Udało ci się ciało na nowo zmaterializować. Ty możesz wrócić do starego świata, ja… Już niekoniecznie, bo nie mam do czego.
Super, świetnie, naprawdę wspaniale. W końcu coś wiem, ale to nie zmienia faktu, tej dziwnej sytuacji, w której się znalazłem! Jak zawsze potrafiłem byś spokojny, tak teraz dociera do mnie co i jak, przez co zaczynałem panikować. Czułem jak rośnie we mnie panika. Adam, uspokój się, na pewno zaraz wszystko zostanie ci bardzo ładnie wytłumaczone. Wdech i wydech, nie przesadzaj. Nic złego ci się stać nie powinno w końcu.
- Ale… - wstała, odsuwając się. Podeszła do jednej ze ścian, na której wisiały jakieś narzędzia. - Siedząc przez ostatnie lata w tutejszych księgach, byłam w stanie, być może odkryć sposób, który pozwoliłby mi przejść prosto z tego świata, w nasz. Bez zbędnych zamian ciałami, zaś tylko otwierając coś na rodzaj portalu, jednak… Nie jestem pewna czy to zadziała, a mam tylko jedną okazję by to sprawdzić – na nowo zwróciła się w moją stronę, a to co zobaczyłem zmroziło mnie tylko jeszcze bardziej.
W dłoniach trzymała sztylet. Czyściła go szarą szmatką, sprawiając, że połysk jaki dawał, był tylko czystszy. Panika całkowicie mnie objęła. Zacząłem się wiercić i kręcić na stole, próbując rozluźnić pasy, uwolnić się, uciec, ale nic to nie dawało. Bolało tylko kiedy materiał nieprzyjemnie ocierał się o moją skórę, pozostawiając po sobie czerwone ślady.
Czemu to jest takie okropne? Czemu mnie to tak bardzo przeraża? Nie powinienem bać się bliskiej osoby, ale cała sytuacja nie dawała mi innego wyjścia, jak tylko drżeć ze strachu, szukać drogi ucieczki.
- Muszę użyć ciebie. Twojego ciała jako przejścia – powiedziała, bez zająknięcia.
Tym razem jej wzrok ani trochę nie przypominał tego babcinego, kochanego, który wyraża troskę. Widziałem w tych oczach jedynie pustkę, jakby nie wierzyła, że widzi właśnie mnie. W tej chwili byłem dla niej obcą osobą, czułem to całym sobą, a serce kroiło mi się tylko na jeszcze mniejsze kawałeczki. Nie mogłem w to uwierzyć, ona także w to nie wierzyła.
- Już, już… - podeszła do mnie z powrotem, odkładając sztylet na coś, co znajdowało się za moją głową. - Trochę pocierpisz… Trochę poboli… To tyle… - mówiła, a wolną ręką głaskała mnie po włosach. Ani trochę to nie pomagało, nadal próbowałem bezskutecznie się uwolnić.
Po chwili poczułem jak bez ostrzeżenia wbija igłę w moją dolną wargę. Powoli przez nią przechodzi, a następnie wbija się w górną część ust. Mozolnie przesuwała się za nią nitka, która tylko bardziej podrażniała ranę. Mój podbródek robił się w tym czasie mokry od krwi, a z powodu bólu, nawet nie zauważyłem, że po policzkach spłynęły mi łzy. Byłem bliski krzyku, ale nadal nie potrafiłem wypowiedzieć słowa. Patrzyłem się tylko w górę, szukając pomocy w ciemnym suficie. Szew za szwem przechodził przez moje wargi, zamykając usta coraz ciaśniej i ciaśniej. Bolało tylko bardziej kiedy kręciłem głową.
Skupiony wyłącznie na rwaniu, jaki czułem na twarzy, zupełnie nie zauważyłem, gdy sięgnęła ponownie po sztylet. Tym razem poczułem jak tnie lewą stronę mojego brzucha. Kilka razy, a za każdym kolejnym coraz głębiej. Wtedy odzyskałem również głos, którego nijak nie mogłem wykorzystać, z powodu zaszytych ust. Zaciskałem dłonie w pięści, próbując się nie wiercić, ponieważ pogarszało to tylko sytuacje. W otwartą ranę włożyła długą igłę, której zimno rozprzestrzeniało się wewnątrz mojego ciała, wrzucając mnie w jeszcze większe męki. Tym razem ból z zewnątrz, przelał się do środka, a ja nie byłem w stanie tego przetrzymać. Mimo wszystko zacząłem się rzucać po stole. Tak bardzo chciałem krzyczeć, moje usta szarpały się z nićmi. Gdybym tylko mógł, błagałbym by przestała, ale jedyne na co byłem zdolny to wicie się w agonii. Czułem jak ostrze ponownie przecina moją skórę, jednak ból był tak silny, że nie byłem w stanie dokładnie rozpoznać gdzie. W tamtej chwili całe moje ciało wyło z cierpienia. W stare nacięcie włożyła kolejną igłę, przez co na nowo poczułem rwące zimno, które przelewało się wewnątrz mnie.
Łzy napływające non stop do moich oczu sprawiały, że wszystko widziałem znów jak przez mgłę. Jedynie zmysł dotyku był w stanie rozpoznać jaką kolejną torturę miała uszykowaną.
Zaczęła mnie przypalać. Rozżarzonym, metalowym drutem, który wkładała w środek drugiej rany.
W tym momencie chciałem już tylko umrzeć, chciałem by moje ciało się poddało, chciałem przestać mieć nadzieję. Czułem jak płonę nie tylko wewnątrz ran, ale i na zewnątrz. Na ramionach, rękach. Zaczęła przykładać drut również na resztę ciała, paląc moją skórę. Niszcząc mnie bardziej.
Jeśli naprawdę umarłem, to czym zasłużyłem by trafić do piekła?
Znów zaczęła do mnie mówić, jednak jedyne co mogłem wtedy usłyszeć to szaleńcze bicie własnego serca w uszach. Ono również błagało, by to wszystko się skończyło.
Ogień z zewnątrz mieszał się z lodem wewnątrz, który wypełniał mnie raz po raz, jak czułem kolejną igłę w ranach. Przestałem zwracać uwagę na to gdzie mnie kroi, gdzie podpala, ja po prostu to czułem. Nieważne gdzie, bolało coraz bardziej, chociaż sam nie mogłem uwierzyć, że może być tylko gorzej. Przestałem także mieć możliwość poruszania rękami, czy nogami, jednak nie straciłem całkowitego czucia. Patrząc się w sufit, z mokrymi oczami, przeżywałem kaźń, której – chociaż się staram – żadne słowa nie potrafiły opisać.
Kiedy zacząłem widzieć czarne plamki przed oczami, poczułem napływ nadziei.
To początek mojej śmierci?
Marzyłem by tak było, jednak ból nie ustawał, a ja zatonąłem w ciemności, jak poprzednio w wodzie. Czułem się ciężki i zmęczony. Chciałem się skulić i płakać, jak dziecko. Chociaż w głowie, wśród czarnych ścian tak zrobiłem, agonia się ze mną nie rozstała.
Nawet kiedy na chwilę ujrzałem światło.
Moje włosy były nadal mokre, bo krople z nich spływały mi po twarzy. Reszta mojego ciała również była pokryta wodą. Czułem jak chłodny przeciąg owiewa każdy centymetr mojej skóry. Nie miałem na sobie żadnych ubrań, oprócz bielizny.
Pierwsze co odzyskało możliwość ruchu to ręce, którymi zaraz zacząłem poruszać, próbując je uwolnić. Tak jak myślałem wcześniej – bezskutecznie. Otworzenie oczu nadal było ciężkie, jednak po kilku próbach mi się to w końcu udało. Moja wizja była bardzo rozmazana, niewiele widziałem, ale jednak nadal dużo słyszałem.
- Oh, już, już… Spokojnie… - powiedział w moją stronę znajomy głos, a ciemna postać nagle pojawiła się obok, łapiąc mnie za rękę. Odwróciłem otępiale głowę w drugą stronę, próbując chociaż jakoś trochę rozpoznać miejsce w którym byłem, jednak tajemnicza osoba z powrotem przeniosła mój wzrok na siebie. - Jestem obok, nie musisz się niczym innym martwić. Zaraz ci wszystko wyjaśnię, a ty, mam nadzieję, będziesz współpracować… W końcu jesteś takim grzecznym chłopcem… - ten głos wydawał mi się coraz bardziej podejrzany. W tym amoku miałem wrażenie, że mówią do mnie dwie osoby, jakby ze sobą zsynchronizowane.
Wizja powoli mi się wyostrzała. Zamrugałem kilka razy, próbując w końcu coś dojrzeć, a pierwsze co zobaczyłem to zakapturzona postać, ukrywająca swoją twarz. Wyrocznia Księżnej. Wtedy poczułem narastającą panikę. Osoba, która miała mi pomóc… Może właśnie próbuje? Czemu tylko w taki sposób?
Wyrocznia się ode mnie odsunęła, puszczając tym samym moją rękę. Sięgnęła pod kaptur i ze swojej szyi zdjęła dziwnego rodzaju naszyjnik. Następnie zsunęła sam materiał, którego cień cały czas ukrywał jej twarz.
Wtedy myślałem już, że naprawdę umarłem.
- Zdziwiony? - zapytała… Moja babcia. Zupełnie innym głosem niż tym, którym posługiwała się Wyrocznia. - Widząc twoją minę, to jak najbardziej – westchnęła. - Teraz pewnie będę musiała ci wszystko wyjaśnić, oj no cóż…
Sięgnęła po taboret, który stał niedaleko i przysunęła go bliżej siebie, by następnie na nim usiąść. Ponownie ujęła mnie za rękę, uśmiechają się w moją stronę tak ciepło jak kiedyś, jednak… Coś z tyłu głowy mówiło mi, że to nie jest, mimo wszystko, ten sam uśmiech. W szczególności, iż cała ta sytuacja wcale, a wcale, nie dodawała mu dodatkowego uroku.
- Tak długo cię nie widziałam… Definitywnie za długo… - spomiędzy jej szarawych ust wydobyło się kolejne westchnienie. - Pewnie masz mnóstwo pytań, prawda?
Nie potrafiłem się odezwać. Cała sytuacja stała się dla mnie tylko jeszcze bardziej nielogiczna, ale czemu by się temu dziwić? Wszystko od samego początku wydawało się całkowicie bezsensu.
Ponownie zacząłem się rozglądać, próbując tym samym bardziej zrozumieć całą sytuację. Po pierwsze, leżałem prawie nagi na stole, do którego zostałem przypięty pasami. Po drugie, jestem w pomieszczeniu bez okien, gdzie jedynym światłem jest kilka świec. Po trzecie… Rozmawiam ze swoją zmarłą babcią, która w tej chwili powinna rozkładać się w grobie, w tym prawdziwym świecie… Zmarłem? Ja naprawdę już nie żyje?
- Rozumiem, że serum nadal nie oswobodziło cię całego, tak? Dlatego tak mizernie się poruszasz i nic nie mówisz? - wiedziała, że nie uzyska odpowiedzi, toteż dalej kontynuowała. - Cała ta sytuacja wydaje ci się niemożliwa, wiem to. Twój ojciec się we mnie nie wdał, zaś ty już tak. Wylądowałeś tu, tak samo jak ja, zapewne. Tak naprawdę to mój trzeci pobyt tu… Trzeci i ostatni, ponieważ nie mogę wrócić. Teraz już nie. Zakopaliście mnie żywcem i ja już nie mam do czego wrócić. Mojego ciała nie ma – jej głos był spokojny, ale pełen żalu, który ściskał mi serce. Wolną dłonią poprawiła szare włosy, które zsunęły się na jej twarz. Dopiero teraz przyuważyłem, że niektóre kosmyki miała w kolorze niebieskim. - Zdarzyło się to nam, że mamy dostęp do tego świata, ale żeby się tu dostać… To trudna sztuka i bardzo niebezpieczna. Jesteśmy w świecie o którym bóg zapomniał, gdzieś pomiędzy… Nie chce mówić, że pomiędzy życiem, a śmiercią, bo to zupełnie coś innego… Chociaż może się wydawać, że jednak tak. Aktualnie, na Ziemi, w naszym świecie, twoje ciało przebywa w śpiączce. Oddycha, funkcjonuje i jest. Śpi. Przeniosłeś się tu duchowo, ale duch bez ciała niewiele może. Udało ci się ciało na nowo zmaterializować. Ty możesz wrócić do starego świata, ja… Już niekoniecznie, bo nie mam do czego.
Super, świetnie, naprawdę wspaniale. W końcu coś wiem, ale to nie zmienia faktu, tej dziwnej sytuacji, w której się znalazłem! Jak zawsze potrafiłem byś spokojny, tak teraz dociera do mnie co i jak, przez co zaczynałem panikować. Czułem jak rośnie we mnie panika. Adam, uspokój się, na pewno zaraz wszystko zostanie ci bardzo ładnie wytłumaczone. Wdech i wydech, nie przesadzaj. Nic złego ci się stać nie powinno w końcu.
- Ale… - wstała, odsuwając się. Podeszła do jednej ze ścian, na której wisiały jakieś narzędzia. - Siedząc przez ostatnie lata w tutejszych księgach, byłam w stanie, być może odkryć sposób, który pozwoliłby mi przejść prosto z tego świata, w nasz. Bez zbędnych zamian ciałami, zaś tylko otwierając coś na rodzaj portalu, jednak… Nie jestem pewna czy to zadziała, a mam tylko jedną okazję by to sprawdzić – na nowo zwróciła się w moją stronę, a to co zobaczyłem zmroziło mnie tylko jeszcze bardziej.
W dłoniach trzymała sztylet. Czyściła go szarą szmatką, sprawiając, że połysk jaki dawał, był tylko czystszy. Panika całkowicie mnie objęła. Zacząłem się wiercić i kręcić na stole, próbując rozluźnić pasy, uwolnić się, uciec, ale nic to nie dawało. Bolało tylko kiedy materiał nieprzyjemnie ocierał się o moją skórę, pozostawiając po sobie czerwone ślady.
Czemu to jest takie okropne? Czemu mnie to tak bardzo przeraża? Nie powinienem bać się bliskiej osoby, ale cała sytuacja nie dawała mi innego wyjścia, jak tylko drżeć ze strachu, szukać drogi ucieczki.
- Muszę użyć ciebie. Twojego ciała jako przejścia – powiedziała, bez zająknięcia.
Tym razem jej wzrok ani trochę nie przypominał tego babcinego, kochanego, który wyraża troskę. Widziałem w tych oczach jedynie pustkę, jakby nie wierzyła, że widzi właśnie mnie. W tej chwili byłem dla niej obcą osobą, czułem to całym sobą, a serce kroiło mi się tylko na jeszcze mniejsze kawałeczki. Nie mogłem w to uwierzyć, ona także w to nie wierzyła.
- Już, już… - podeszła do mnie z powrotem, odkładając sztylet na coś, co znajdowało się za moją głową. - Trochę pocierpisz… Trochę poboli… To tyle… - mówiła, a wolną ręką głaskała mnie po włosach. Ani trochę to nie pomagało, nadal próbowałem bezskutecznie się uwolnić.
Po chwili poczułem jak bez ostrzeżenia wbija igłę w moją dolną wargę. Powoli przez nią przechodzi, a następnie wbija się w górną część ust. Mozolnie przesuwała się za nią nitka, która tylko bardziej podrażniała ranę. Mój podbródek robił się w tym czasie mokry od krwi, a z powodu bólu, nawet nie zauważyłem, że po policzkach spłynęły mi łzy. Byłem bliski krzyku, ale nadal nie potrafiłem wypowiedzieć słowa. Patrzyłem się tylko w górę, szukając pomocy w ciemnym suficie. Szew za szwem przechodził przez moje wargi, zamykając usta coraz ciaśniej i ciaśniej. Bolało tylko bardziej kiedy kręciłem głową.
Skupiony wyłącznie na rwaniu, jaki czułem na twarzy, zupełnie nie zauważyłem, gdy sięgnęła ponownie po sztylet. Tym razem poczułem jak tnie lewą stronę mojego brzucha. Kilka razy, a za każdym kolejnym coraz głębiej. Wtedy odzyskałem również głos, którego nijak nie mogłem wykorzystać, z powodu zaszytych ust. Zaciskałem dłonie w pięści, próbując się nie wiercić, ponieważ pogarszało to tylko sytuacje. W otwartą ranę włożyła długą igłę, której zimno rozprzestrzeniało się wewnątrz mojego ciała, wrzucając mnie w jeszcze większe męki. Tym razem ból z zewnątrz, przelał się do środka, a ja nie byłem w stanie tego przetrzymać. Mimo wszystko zacząłem się rzucać po stole. Tak bardzo chciałem krzyczeć, moje usta szarpały się z nićmi. Gdybym tylko mógł, błagałbym by przestała, ale jedyne na co byłem zdolny to wicie się w agonii. Czułem jak ostrze ponownie przecina moją skórę, jednak ból był tak silny, że nie byłem w stanie dokładnie rozpoznać gdzie. W tamtej chwili całe moje ciało wyło z cierpienia. W stare nacięcie włożyła kolejną igłę, przez co na nowo poczułem rwące zimno, które przelewało się wewnątrz mnie.
Łzy napływające non stop do moich oczu sprawiały, że wszystko widziałem znów jak przez mgłę. Jedynie zmysł dotyku był w stanie rozpoznać jaką kolejną torturę miała uszykowaną.
Zaczęła mnie przypalać. Rozżarzonym, metalowym drutem, który wkładała w środek drugiej rany.
W tym momencie chciałem już tylko umrzeć, chciałem by moje ciało się poddało, chciałem przestać mieć nadzieję. Czułem jak płonę nie tylko wewnątrz ran, ale i na zewnątrz. Na ramionach, rękach. Zaczęła przykładać drut również na resztę ciała, paląc moją skórę. Niszcząc mnie bardziej.
Jeśli naprawdę umarłem, to czym zasłużyłem by trafić do piekła?
Znów zaczęła do mnie mówić, jednak jedyne co mogłem wtedy usłyszeć to szaleńcze bicie własnego serca w uszach. Ono również błagało, by to wszystko się skończyło.
Ogień z zewnątrz mieszał się z lodem wewnątrz, który wypełniał mnie raz po raz, jak czułem kolejną igłę w ranach. Przestałem zwracać uwagę na to gdzie mnie kroi, gdzie podpala, ja po prostu to czułem. Nieważne gdzie, bolało coraz bardziej, chociaż sam nie mogłem uwierzyć, że może być tylko gorzej. Przestałem także mieć możliwość poruszania rękami, czy nogami, jednak nie straciłem całkowitego czucia. Patrząc się w sufit, z mokrymi oczami, przeżywałem kaźń, której – chociaż się staram – żadne słowa nie potrafiły opisać.
Kiedy zacząłem widzieć czarne plamki przed oczami, poczułem napływ nadziei.
To początek mojej śmierci?
Marzyłem by tak było, jednak ból nie ustawał, a ja zatonąłem w ciemności, jak poprzednio w wodzie. Czułem się ciężki i zmęczony. Chciałem się skulić i płakać, jak dziecko. Chociaż w głowie, wśród czarnych ścian tak zrobiłem, agonia się ze mną nie rozstała.
Nawet kiedy na chwilę ujrzałem światło.