Po niedługim spacerze po lesie, dziwny chłopak, w końcu zaprowadził mnie przed oblicze swojego... Domu? To nawet nie wyglądał jak typowy dom, prędzej jak... No właśnie. Nie posiadał zwyczajnych ścian, zamiast nich były korzenie.Tak, dokładnie, korzenie. Nad posiadłością wyrastało wielkie drzewo, o fioletowych liściach, którego pnącza owijały cały dom. Okna były małe i okrągłe, a ciemno-czerwone drzwi zakończone były łukiem. Wyglądał na mały, chociaż może akurat tylko z tej perspektywy. Dookoła "domku" rosła jaskrawo zielona trawa, a gdzieś na boku nawet zauważyłem mały ogródek. Tuż przed chatką, na bujanym fotelu siedział kolejny chłopak o długich uszach królika, tylko w przeciwieństwie do Line'a, jego kolory były bardziej stonowane. Miał kruczoczarne włosy i uszy, zwykłą białą koszulę oraz bordową kamizelkę, a zamiast muszki, nosił czarny krawat. Reszta jego ubioru - spodenki, buty, podkolanówki - również była tego samego koloru. Podejrzewam, że to jest ten brat, o którym wspominał Line. Ubiór mieli podobny, jednak to właśnie kolory ich różniły.
- Wróciłem! - krzyknął wesoło mój towarzysz, kiedy weszliśmy na teren posesji. - I patrz! Sprowadziłem nam gościa! - dodał po chwili wskazując na mnie.
Ciemno włosy zmierzył mnie wzrokiem, ale nic nie odpowiedział. Już wiem co oprócz uszu łączyło tych dwoje - kolor oczu. Obaj posiadali strasznie jasno-zielony kolor tęczówek.
- Po co go tu sprowadziłeś? - westchnął zirytowany. - Przecież ci mówiłem... Nie sprowadzaj do nas obcych.
- Ależ braciszku... On jest tutaj pierwszy raz. Miałem go tak po prostu zostawić? - białowłosy zrobił smutne oczy szczeniaka.
- Powinieneś - odpowiedział wprost. A ja myślałem, że to Line'a nie polubię... - Ech, ale skoro już tu jest... - wstał z fotela i podał mi rękę. - Miło mi cię poznać, Wener jestem - powiedział sucho, więc wychodziło na to, że wcale nie jest mu miło. Uścisnąłem jego dłoń wywracając oczami.
- Adam - odpowiedziałem, po czym go puściłem i ukryłem ręce w kieszeniach spodni.
- Nietypowe imię...
- Bo on nie jest stąd! - wtrącił się Line. - I mówi, że jest człowiekiem.
- Kim? - czarnowłosy ponownie zmierzył mnie wzrokiem, od góry do dołu. - Przyznaj się... Jesteś zmiennokształtny, albo znasz się na czarach. Zwykłych tutaj nie ma.
- Nie wiem co tu robię, nie wiem jak się tu znalazłem, ale jedno co wiem, jestem normalny. Nie mam uszu, ani się w nic nie zmieniam, nie znam się na czarach, ani na niczym innym - powiedziałem na jednym wdechu.
- Nie wiesz jak się tu znalazłeś? - Wener skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Nie wiem. Ostatnie co pamiętam to rozpędzony samochód, jadący w moją stronę, a potem obudziłem się na tej polanie, gdzie znalazł mnie twój braciszek.
- Sa-samochód? - Line powtórzył nie rozumiejąc. - Co to jest?
- E... - podrapałem się w tył głowy. - Nie ważne... Możecie mnie uznać za wariata, ale...
- Tutaj nie ma wariatów - przerwał mi ten ważniak.
- Dobra.. - machnąłem ręką. - Chodzi mi o to, że wydaje mi się być to snem, ale jest zbyt realny, więc na wszelki wypadek wolałbym się dowiedzieć jak wrócić... - Zastanowiłem się chwilę nad sensem swojej wypowiedzi, którego nie było. - Macie tu jakiegoś uczonego, albo maga? - zapytałem kierując się logiką filmów oraz książek.
- Jest tylko wyrocznia Księżnej... - ciemnowłosy westchnął.
- Mówiłem, że cię do niej zabiorę, ale to jutro! - jego brat uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
- Jeśli chcesz wrócić, tam skąd przybyłeś i gdzie są te "samochód" to ona powinna ci pomóc, ale fakt. Po zajściu słońca nie można przeszkadzać Księżnej i również dla własnego bezpieczeństwa lepiej nie ruszać się z domu - dodał, dokańczając wcześniejszą wypowiedź.
- Gdzie są "samochody", tak się odmienia - sprostowałem.
- No i co? U nas ich nie ma, nie muszę tego wiedzieć - wzruszył ramionami. Powstrzymałem się od zgryźliwej uwagi. Wener obrócił się na pięcie i ruszył do, wcześniej zauważonego przeze mnie, ogródka. - Lineworch, pokaż naszemu gościowi wolny pokój, a ja zbiorę to co mamy i spróbuję przygotować kolację - powiedział jeszcze.
- Tak jest braciszku! - odrzekł mu posłusznie, następnie odwrócił się w moją stronę. - Nie martw się, może najmilszy nie jest, ale i tak będzie się tobą opiekował... - rzekł do mnie cicho, by jego brat nie usłyszał, po czym słodko zachichotał. - Dobrze więc, zapraszam do środka! - otworzył przede mną drzwi do wnętrza nory, że tak to nazwę. Niepewnie wszedłem do środka.
Mimo, że dom oplatały tylko korzenie, nie było tu zimno, wręcz przeciwnie, całkiem ciepło. Pierwsze pomieszczenie było bardzo duże. Po lewej stronie znajdowała się mała kuchnia, która wyglądała tak... Normalnie. Na środku stał okrągły, drewniany stół, a przy nim cztery krzesła. Pod ścianą, po prawej stronie była jedna wielka półka na książki, po brzegi zapełniona różnymi tomami, a obok niej mała kanapa koloru waniliowego.
- Ładne mieszkanko... - skomentowałem wchodząc głębiej. - Przytulne.
- Wiem! Ale chodź dalej! Pokaże ci twój pokój - króliko-podobny ruszył w stronę krótkiego korytarza. Faktycznie, tylko z perspektywy zewnętrznej domek wyglądał na mały, w środku był wielki.
W korytarzu były cztery pary drzwi. Line otworzył drugie od lewej, ukazując przede mną skromy pokoik, z jednoosobowym łóżkiem, biurkiem z krzesłem, oraz kolejną, ale tym razem małą, półką na książki.
- Ja jestem obok! - wskazał na pierwsze drzwi. - Tutaj jest toaleta, a naprzeciwko, to pokój Wenera. Proszę! Rozgość się! - uśmiechnął się promiennie. Wydawał się za szczęśliwy, to mnie trochę przytłaczało, może dlatego, nie czuję do niego zbytniej sympatii... Poprawka, ja do nikogo nie czuję sympatii.
- Dziękuję... - odpowiedziałem, próbując odwzajemnić jego uśmiech, ale wyszedł mi tylko krzywy grymas.
- Nie podoba ci się? - zapytał, a jego długie uszy, powoli zaczęły opadać, chyba z powodu, tego, że sprawiłem mu przykrość.
- Nie! - natychmiastowo zaprzeczyłem, a uszy wróciły na swoje miejsce. Westchnąłem. - Jest mi bardzo miło, że mogę u was na ten krótki czas zamieszkać... - wszedłem do pokoju.
- To nam jest miło, że przyjmujesz naszą gościnę! - odpowiedział wesoło.
- Twojemu bratu chyba to się nie za bardzo podoba - mruknąłem.
- Mówiłem, że masz się nim nie przejmować! - pogroził mi palcem. - On taki się wydaje, ale to mój kochany braciszek i ja wiem, że naprawdę jest bardzo przyjazną osobą, musisz się do niego przekonać, a on do ciebie. Poza tym ty też wydajesz się kimś niezbyt skorym do znajomości, prawda? - zapytał stając obok mnie. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Trochę.
- Więc spróbuj się do nas przekonać dobrze? - ponownie się uśmiechnął. Dobra, może jednak go polubię...
- Wróciłem! - krzyknął wesoło mój towarzysz, kiedy weszliśmy na teren posesji. - I patrz! Sprowadziłem nam gościa! - dodał po chwili wskazując na mnie.
Ciemno włosy zmierzył mnie wzrokiem, ale nic nie odpowiedział. Już wiem co oprócz uszu łączyło tych dwoje - kolor oczu. Obaj posiadali strasznie jasno-zielony kolor tęczówek.
- Po co go tu sprowadziłeś? - westchnął zirytowany. - Przecież ci mówiłem... Nie sprowadzaj do nas obcych.
- Ależ braciszku... On jest tutaj pierwszy raz. Miałem go tak po prostu zostawić? - białowłosy zrobił smutne oczy szczeniaka.
- Powinieneś - odpowiedział wprost. A ja myślałem, że to Line'a nie polubię... - Ech, ale skoro już tu jest... - wstał z fotela i podał mi rękę. - Miło mi cię poznać, Wener jestem - powiedział sucho, więc wychodziło na to, że wcale nie jest mu miło. Uścisnąłem jego dłoń wywracając oczami.
- Adam - odpowiedziałem, po czym go puściłem i ukryłem ręce w kieszeniach spodni.
- Nietypowe imię...
- Bo on nie jest stąd! - wtrącił się Line. - I mówi, że jest człowiekiem.
- Kim? - czarnowłosy ponownie zmierzył mnie wzrokiem, od góry do dołu. - Przyznaj się... Jesteś zmiennokształtny, albo znasz się na czarach. Zwykłych tutaj nie ma.
- Nie wiem co tu robię, nie wiem jak się tu znalazłem, ale jedno co wiem, jestem normalny. Nie mam uszu, ani się w nic nie zmieniam, nie znam się na czarach, ani na niczym innym - powiedziałem na jednym wdechu.
- Nie wiesz jak się tu znalazłeś? - Wener skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Nie wiem. Ostatnie co pamiętam to rozpędzony samochód, jadący w moją stronę, a potem obudziłem się na tej polanie, gdzie znalazł mnie twój braciszek.
- Sa-samochód? - Line powtórzył nie rozumiejąc. - Co to jest?
- E... - podrapałem się w tył głowy. - Nie ważne... Możecie mnie uznać za wariata, ale...
- Tutaj nie ma wariatów - przerwał mi ten ważniak.
- Dobra.. - machnąłem ręką. - Chodzi mi o to, że wydaje mi się być to snem, ale jest zbyt realny, więc na wszelki wypadek wolałbym się dowiedzieć jak wrócić... - Zastanowiłem się chwilę nad sensem swojej wypowiedzi, którego nie było. - Macie tu jakiegoś uczonego, albo maga? - zapytałem kierując się logiką filmów oraz książek.
- Jest tylko wyrocznia Księżnej... - ciemnowłosy westchnął.
- Mówiłem, że cię do niej zabiorę, ale to jutro! - jego brat uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
- Jeśli chcesz wrócić, tam skąd przybyłeś i gdzie są te "samochód" to ona powinna ci pomóc, ale fakt. Po zajściu słońca nie można przeszkadzać Księżnej i również dla własnego bezpieczeństwa lepiej nie ruszać się z domu - dodał, dokańczając wcześniejszą wypowiedź.
- Gdzie są "samochody", tak się odmienia - sprostowałem.
- No i co? U nas ich nie ma, nie muszę tego wiedzieć - wzruszył ramionami. Powstrzymałem się od zgryźliwej uwagi. Wener obrócił się na pięcie i ruszył do, wcześniej zauważonego przeze mnie, ogródka. - Lineworch, pokaż naszemu gościowi wolny pokój, a ja zbiorę to co mamy i spróbuję przygotować kolację - powiedział jeszcze.
- Tak jest braciszku! - odrzekł mu posłusznie, następnie odwrócił się w moją stronę. - Nie martw się, może najmilszy nie jest, ale i tak będzie się tobą opiekował... - rzekł do mnie cicho, by jego brat nie usłyszał, po czym słodko zachichotał. - Dobrze więc, zapraszam do środka! - otworzył przede mną drzwi do wnętrza nory, że tak to nazwę. Niepewnie wszedłem do środka.
Mimo, że dom oplatały tylko korzenie, nie było tu zimno, wręcz przeciwnie, całkiem ciepło. Pierwsze pomieszczenie było bardzo duże. Po lewej stronie znajdowała się mała kuchnia, która wyglądała tak... Normalnie. Na środku stał okrągły, drewniany stół, a przy nim cztery krzesła. Pod ścianą, po prawej stronie była jedna wielka półka na książki, po brzegi zapełniona różnymi tomami, a obok niej mała kanapa koloru waniliowego.
- Ładne mieszkanko... - skomentowałem wchodząc głębiej. - Przytulne.
- Wiem! Ale chodź dalej! Pokaże ci twój pokój - króliko-podobny ruszył w stronę krótkiego korytarza. Faktycznie, tylko z perspektywy zewnętrznej domek wyglądał na mały, w środku był wielki.
W korytarzu były cztery pary drzwi. Line otworzył drugie od lewej, ukazując przede mną skromy pokoik, z jednoosobowym łóżkiem, biurkiem z krzesłem, oraz kolejną, ale tym razem małą, półką na książki.
- Ja jestem obok! - wskazał na pierwsze drzwi. - Tutaj jest toaleta, a naprzeciwko, to pokój Wenera. Proszę! Rozgość się! - uśmiechnął się promiennie. Wydawał się za szczęśliwy, to mnie trochę przytłaczało, może dlatego, nie czuję do niego zbytniej sympatii... Poprawka, ja do nikogo nie czuję sympatii.
- Dziękuję... - odpowiedziałem, próbując odwzajemnić jego uśmiech, ale wyszedł mi tylko krzywy grymas.
- Nie podoba ci się? - zapytał, a jego długie uszy, powoli zaczęły opadać, chyba z powodu, tego, że sprawiłem mu przykrość.
- Nie! - natychmiastowo zaprzeczyłem, a uszy wróciły na swoje miejsce. Westchnąłem. - Jest mi bardzo miło, że mogę u was na ten krótki czas zamieszkać... - wszedłem do pokoju.
- To nam jest miło, że przyjmujesz naszą gościnę! - odpowiedział wesoło.
- Twojemu bratu chyba to się nie za bardzo podoba - mruknąłem.
- Mówiłem, że masz się nim nie przejmować! - pogroził mi palcem. - On taki się wydaje, ale to mój kochany braciszek i ja wiem, że naprawdę jest bardzo przyjazną osobą, musisz się do niego przekonać, a on do ciebie. Poza tym ty też wydajesz się kimś niezbyt skorym do znajomości, prawda? - zapytał stając obok mnie. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Trochę.
- Więc spróbuj się do nas przekonać dobrze? - ponownie się uśmiechnął. Dobra, może jednak go polubię...

